Rok temu w połowie grudnia Majkel powiedział majstrom, którzy ogarniali remont Dwóch Brzóz, że w marcu chcemy się przeprowadzić tu na stałe.
Jeden z nich zakrztusił się herbatą, a drugi popłakał ze śmiechu.
Robotę zaczęli jakiś miesiąc wcześniej, ocieplili dach i ściany, położyli karton-gips, zalali cementem podłogę, ale w domu wciąż nie było wody (o ogrzewaniu nie wspomnę) nie wiedzieliśmy jak ogarnąć kanalizację, a na pierwsze piętro wchodziło się po drabinie (niewiadomo po co w sumie, bo na górze wciąż NIC oprócz dachu nie było).
Ale rok temu, mniej więcej w połowie grudnia, dowiedzieliśmy się też, że jednak Sylwester na zadupiu nie wyjdzie, bo pandemia i wszystko pozamykane, więc zostaliśmy na zupełnym lodzie i przez chwilę wisiała nad nami przerażająca perspektywa spędzenia 31.12 na białołęckim osiedlu pośród huku petard i fajerwerków.
No więc, ku uciesze naszych majstrów, marzec postanowiliśmy przesunąć na koniec grudnia i ostatnią noc starego roku spędzić w nowym domu.
Przywieźliśmy dwa łóżka polowe, dywan (bo podłoga wciąż pyliła jak cholera), dwa śpiwory, dwie kołdry, dwa baniaki wody i przenośną plastikową toaletę, którą postawiliśmy w miejscu, w którym miała za jakiś czas być łazienka.
I ZROBILIŚMY to.
Ostatnią noc w 2020 spędziliśmy już w Dwóch Brzozach. My, sMalce i mysz, która zjadła nam bułki przygotowane na noworoczne śniadanie.
P.S. Część pierwszą z serii „Kupiliśmy stary dom” przeczytasz klikając tutaj, a część drugą tutaj.

0 komentarzy