Wczoraj wpadłam do centrum handlowego po karmę ma Smalców. Sunąc pustymi (o dziwo!) korytarzami w zakurzonych, pospacerowych trampkach i dziurawych dżinach zobaczyłam Ją.

Dziewczynę, mniej więcej w moim wieku, na niebotycznie wysokich szpikach, w obcisłej, ołówkowej spódnicy, z olbrzymią, na oko ciężką torbą wiszącą w zagięciu łokcia. Cienkie obcasy jej butów wyginały się do środka i lekko chwiały z każdym krokiem. Spódnica ograniczała ruchy ciasno oplatając nogi i biodra. Uszy olbrzymiej torby odciskały czerwony ślad na ramieniu. Dziewczyna szła wolno, uważając, żeby się nie poślizgnąć. Miała ściągniete brwi i zaciśnięte usta.

I zrobiło mi się cholernie smutno.

Nie, nie ze względu na nią, bo przecież może po prostu miała zły dzień, a już jutro w takim samym outficie będzie śmigać jak fryga.

 Nie mnie ją oceniać.

Zrobiło mi się smutno, bo ja też kiedyś musiałam tak wyglądać.

Bombardowana zdjęciami kobiet z okładek czasopism i teledysków wierzyłam, że „być kobietą” oznacza nosić szpile, sukienki podkreślające figurę i pakować swój majdan tylko i wyłacznie do najmodniejszej w tym sezonie do torebki.

Nawet gdy stopy bolą, ciuchy krępują ruchy, a do torby nic, no absolutnie NIC się nie mieści.

Myślałam, że tak POWINNAM wyglądać. Przecież jestem dorosłą, pracującą kobieta, no nie?

Babcia mojej koleżanki kiedys mi powiedziała, że po 40-stce kobieta powinna ściąć włosy. Moja znajoma z byłej pracy myjąc kubek po kawie w łazience narzekała na za krótką jej zdaniem spódnicę dziewczyny z pokoju obok. W Cosmo (jesuuuuu po co ja to kiedyś kupowałam ?!) przeczytałam, że nie powinna zostawiać maszynki do golenie na wannie, bo „twój facet nie chce jej widzieć”. Tak samo jak nie interesuje go, że masz okres. Używasz tamponów. Podpasek. Krwawisz.

Makijaż ma ukrywać wady i podkreślać zalety. Ciuchy mają tuszować niedoskonałości figury. Obasy wydłużać nogi. Dżinsy powinny wypychać za płaską pupę, a stanik podnosić za mało sterczące piersi.

I jak w tym wszystkim mamy po prostu być sobą? Czuć się dobrze w swojej własnej skórze? Malować i ubierać po swojemu, tak jak LUBIMY?

Trzeba mieć cholernie wielkie jaja, żeby przebić się przez ten mur.

Chociaż wolałabym napisać „silne jajniki”. Ale przecież „tak się nie mówi”.

aleks.


0 komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *