Pamiętam, że kiedyś uwielbiałam pisać listy.

Do Dziadków, którzy mieszkali w innym mieście, do koleżanek, które zostawiałam za sobą, gdy się przeprowadzaliśmy i do fanek Roxette (a potem Kelly Family ), które poznałam wymieniając się plakatami i wycinkami z gazet na koloniach w Pobierowie.

Pisałam o wszystkim.

O lalce z zamykanymi oczami i długimi włosami, które mogłam w końcu związywać w dwie kitki. O tym, że odważyłam się zrobić fikołka w tył na trzepaku. O dobranockach, o nowych przyjaźniach na śmierć i życie. O spodniach w kratkę i o nowych, zielonych butach. I jeszcze o książkach, które wypożyczałam z biblioteki i o chodzeniu do kina. No smarowałam na tej papeterii w kwiaty i liście o wszystkim.

Uwielbiałam też dostawać listy.

Zawsze miałam przy sobie klucz do skrzynki, a wracając ze szkoły czułam to przyjemne gilgotanie w brzuchu na samą myślę, że COŚ może czekać na mnie w środku. Koperty rozrywałam palcem, pędząc po schodach na górę, a każdy list czytałam co najmniej dwa raz. Pierwszy na szybko, połykając każde słowo, drugi wolniej, ciesząc się każdą codzienną opowieścią, którą w nim znalazłam.

Z biegiem lat jakoś całe to pisanie zupełnie mi się rozsypało. Luźno zaszyte przyjaźnie do końca się rozpruły, 3 strony papeterii zamieniłam na 160 znaków w smsach (kto pamięta, że kiedyś tak to wyglądało?), a miłość do muzyki przeniosłam w lata ’60 i ’70 i za bardzo nie miałam już z kim o niej pisać.

Czasem bardzo mi tego barkuje. Tej uwagi, którą poświęcałam na napisanie listu i ubraniu w słowa codzienności, którą miałam w głowie. Do każdego inaczej, do każdego o czym innym. Wygadania się bez rozpraszaczy i bez przerywania toku myśli.

Brakuje mi też bardzo dostawania listów. Tej radości, którą niosło ze sobą czytanie słów i myśli przeznaczonych tylko i wyłącznie dla mnie. Zawsze czułam się wtedy ważna. Wyjątkowa. I kochana.

Wiem, że napisanie maila to nie to samo.

Ale to coś co możesz zrobić JUŻ DZIŚ.

TERAZ.

Możesz usiąść, otworzyć skrzynkę i napisać co siedzi Ci w głowie do kogoś, kto jest Ci bliski. O czym myślisz. Co Cię martwi. Co cieszy. Dać znać, że jest dla Ciebie tym wyjątkowym KIMŚ.

Czy nie poczujesz gilgotania w brzuchu, gdy pośrod tych wszystkich smutnych wieści dostaniesz choć jedną, jedyną eksluzywną i zupełnie wyjątkową, przeznaczoną tylko dla Ciebie?

aleks.


0 komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *