W liceum nosiłam zielone martensy na 8 dziurek.
Chociaż im dłużej o nich myślę, tym bardziej wydaje mi się, że to jednak “ala” martensy były, bo strasznie się rozlazły, rozklapciały i rozeszły w szwach, a te bordowe martensy, które kupiłam zaraz po studiach przecież wciąż (w miarę) dobrze wyglądają.
Ale znowu z drugiej strony, te bordowe nosiłam przecież na zmianę z czarnymi botkami na słupku, szarymi kozakami pod kolano i sandałami wiązanymi na rzemyki. A zielone nosiłam, no cóż, ZAWSZE. Do czarnych sukienek na ramiączkach zakładanych na obcisłe t-shirty, do białych bluzek z kołnierzykiem i czarnych spodni na rozpoczęcie roku szkolnego, do skórzanej kurtki obciętej z płaszcza mojej mamy i dżinsowych dzwonów, w których w pierwszy dzień wiosny piłam słodką, czerwoną Sofię na Agrykoli.
I jeszcze do zimowej parki amerykańskiej armii, którą dorwałam w lumpku na Chmielnej. Miała kaptur obszyty białym, sztucznym futrem, które wyglądało jak wata. Do tej parki nosiłam wojskową kostkę i wełnianą czapkę w rasta kolorach, którą specjalnie dla mnie zrobiła na drutach mama Kaśki. Bo zawsze martwiła się, że ja tak bez żadnej czapki chodzę. No więc w sumie wcale nie dziwne, że tak się rozlazły, rozklapciały i rozeszły w szwach te zielone martensy. Już od dawna ich nie mam. Nie mam też skórzanej kurtki po mamie, parki z futerkiem z waty i rasta czapki. I tej czapki najbardziej mi szkoda.
Bo mamy Kaśki też już nie ma.
Gdy rozmawiam z dziewczynami, które po długiej przerwie wracają do pisania słyszę, że nie wiedzą o czym pisać.
Bo przecież nie można tak po prostu pisać o wszystkim co nosimy w serduchu i w głowie. Bo pisanie musi być WAŻNE, doniosłe i ponadczasowe, a każdy tekst „o czymś”.
Bullshit.
Wcale nie musi.
Możesz pisać o słońcu, które odbija się w szybie autobusu, do którego wsiadasz codziennie rano jadąc do pracy.
O miękkiej sierści (tej tuż za uchem) Twojego psa, którą lubisz dotykać leżąc na kanapie z książką, i o tym jak bardzo ta sierść, to uszko i ciepłe ciałko Cię wzrusza i rozczula.
Albo o tym jednym razie, gdy zamiast siedzieć cicho, ugryźć się język i udać, że czegoś nie słyszałaś, powiedziałaś swoje zdanie. I jeszcze o tym jak się wtedy czułaś.
Pisz o wszystkim.
Weź do ręki pióro (długopis/ołówek/cienkopis) otwórz notes i po prostu zacznij pisać
Może na początek o butach, które nosiłaś w liceum…?
aleks
0 komentarzy