Kiedyś myślałam, że powinnam zostać mamą.
Że taka jest rola każdej kobiety, bo właśnie tak wygląda dorosłe życie.
Długo czekałam na moment, w którym poczuję, że to już TERAZ. Że chcę zajść w ciążę i wychować małego człowieka.
I… nic.
Ten moment zwyczajnie nie nadchodził.
Mijały kolejne miesiące, urlopy, święta i lata, moje koleżanki zachodziły w ciążę, rodziły dzieci, nasze znajomości rozmywały się w braku czasu i tematów do rozmów.
A ja wciąż nie czułam, że chcę zostać mamą. Stworzyć człowieka na moje i Michała podobieństwo. Zmienić swoje życie, żeby powołać kolejne.
Aż w końcu, zupełnym przypadkiem, trafiłam na artykuł w Wysokich Obcasach o matkach, które żałują macierzyństwa. O kobietach, które podjęły decyzję o dziecku pod naciskiem partnera, rodziny, społeczeństwa i lekarza trąbiącego o „tykającym zegarze biologicznym”.
I zrozumiałam, że MAM WYBÓR. Że mogę nie chcieć mieć dziecka i wybrać życie na swoich zasadach. I że wcale nie będę przez to mniej wartościową kobietą.
Czasem nie zauważamy jak bardzo tkwimy w utartych schematach. Nasze spojrzenie na świat kształtują normy społeczne, rodzina, znajomi, religia.
Pod skórą czujemy, że coś nas gryzie, że ten kawałek życia nijak się ma do naszych puzzli, a mimo to chcemy go gdzieś dopasować.
Wiesz o czym mówię?
Kiedy zaczęłam wątpić w to, co kiedyś uznawałam za niepodważalne, zadawać SOBIE pytania i odróżniać poglądy innych od mojej własnej opinii, odgruzowałam życie, którym chciałam żyć.
Odkryłam, że studia wcale nie wyznaczają ścieżki zawodowej raz na zawsze.
Że wcale nie muszę mieć nad sobą szefa, czy szefowej i pracować na etacie.
Że „rodzina” to tylko słowo, i że mogę zadecydować kogo będę tak nazywać
Że trzeba umieć odpuszczać przyjaźnie „na całe życie”, gdy czuję, że się już wypaliły.
Że ubieram się, czeszę i maluję (albo i nie) dla siebie i swojego samopoczucia, a nie dla innych, „odpowiednio od wieku”, czy „bo tak wypada”.
Że jedzenie zwierząt na obiad i do kanapek wcale nie jest niezbędne do przeżycia
Że nie muszę pokornie przyjmować krytyki i wysłuchiwać opinii osób, których o zdanie wcale nie pytałam.
Że wcale nie muszę napisać i wydać książki, żeby być czytaną.
Że mogę pisać dla przyjemności, dla siebie i po swojemu.
I że dzieci mogą mieć brody, kudłate uszy i cztery łapy.
Bo to MOJE życie.
0 komentarzy