W podstawówce pisałam wiersze.

Pisałam o jesieni, o wakacjach, o szkole i o Ani z Zielonego Wzgórza. Pisałam też pamiętnik, a może bardziej dziennik, bo zapisywałam dokładnie wszystko co się wydarzyło danego dnia oddzielając kolejne wpisy skrupulatnie nasmarowanym szlaczkiem w kurczaki, zygzaki, albo morskie fale. Pisałam listy do dziadków, do koleżanek poznanych na wakacjach, a później do fanek Kelly Family. Czasem wymyślałam opowiadania, a jedno nawet przepisałam na szaro-czarnej maszynie do pisania mojego dziadka, zapakowałam do brązowej koperty A4 i wysłałam na konkurs do „Filipinki”.

A potem w liceum zaczęły się schody.

Z pierwszego wypracowania z polskiego dostałam trzy z dwoma. Pamiętam wzbierającą falę gorąca, gdy zobaczyłam czerwoną tróję na dole kartki zeszytu z dopiskiem „nie do końca zrozumiałaś zadany temat.” Nigdy jeszcze nie dostałam tak słabej oceny za żadne wypracowanie. Odebrałam to jako absolutną porażkę. Bolesne zderzenie mojego pisania z dorosłym, licealnym światem.

Od tamtej pory, chociaż oceny dostawałam już lepsze, pisałam coraz gorzej. Każdym tekstem idealnie wypełniałam sztywne ramy wymagań programu i oczekiwań kolejnej nauczycielki. Wiedziałam co i jak mam pisać, żeby dostać piątkę.

Przestałam pisać o tym co czuję, co myślę i jak patrzę na świat. Każdy wiersz, każdą lekturę, każde opowiadanie interpretowałam zgodnie z utartym przez lata wzorcem, nie szukając w nich niczego dla siebie.

Takie pisanie musiało się kiedyś źle skończyć.

Prawie oblałam pisemną maturę z polskiego. Po latach jechania na samych „bardzo dobrych” z wypracowania maturalnego dostałam ledwo – o zgrozo! – troję. Na studiach nie pisałam w ogóle. Z resztą przez 5 lat prawa na UW nie miałam przestrzeni na żadną kreatywność. Oddychałam podręcznikami, przepisami i kodeksami.

Dopiero na ostatnim roku, gdy poznałam Majkela, wróciłam do zapisywania ważnych chwili i zatrzymywania czasu w słowach. Przypomniałam sobie jaką radość sprawia mi pisanie i jak czułam się kiedyś, bardzo dawno temu, gdy pisałam tak jak lubię, i o tym co jest dla mnie ważne.

Z czasem powstał blog i razem z nim coraz więcej przestrzeni i czasu na moje własne pisanie.

Mój pierwszy prawdziwy artykuł w prawdziwym magazynie podróżniczym, który stał na półce w prawdziwym kiosku. Pierwsze pieniądze za opublikowane teksty. Pierwsze teksty zamówione przez portale podróżnicze. Nagroda Twórcy Roku w kategorii Podróże w 2019. Klub Otwartej Szuflady.

I największe ever ciary, gdy widzę pierwsze teksty w sieci Dziewczyn, które po udziale w Klubie przypomniały sobie (dokładnie tak jak ja kiedyś!) jak dobrze jest znowu pisać.

Po prostu PISAĆ. Po swojemu, tak jak lubimy i o tym co jest dla nas ważne. Bo przecież nigdy nie wiemy dokąd prowadzi nasza droga.


0 komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *